sobota, 14 grudnia 2013

65. Jak pokocham, to na zawsze.

Cześć! Wasza autorka wraca z nową notką. Starajcie się komentować. Proszę, serio. Bo to dodaje mi sił do dalszego prowadzenia bloga.. Więc jak wam się coś spodoba, proszę się nie bać i od razu komentować!
Zapraszam do czytania ;)
***
Sakura biegła przez las. Co chwilę się potykała o jakieś cholerstwa, to kamień, to wystający korzeń.... ale ile nie upadła, zawsze się podnosiła. Kolana jej krwawiły. Ale biegła dalej, musiała go znaleźć, musiał poznać jej uczucia. Ugryzła się wargę, upadając po raz kolejny.
- CHOLERA!! NARUUUUTOOO! ZABIJĘ CIĘ JAK CIĘ ZNAJDĘ!! KOCHAM CIĘ, IDIOTO!!- krzyknęła wniebogłosy.
Nie potrafiła wstać. Nie znajdzie go...
Spojrzała w niebo, a łzy popłynęły po policzkach.
Czemu?
Ona zawsze go rani. Zawsze.
STOP!
- Opanuj się, Sakura!- skarciła siebie samą. Wstała, otarła łzy i rozejrzała się wokół. Tylko jakieś głupie krzaczory i drzewa
- NARUTOOOOO!- wrzasnęła wbiegając między drzewa.
Potknęła się o coś dużego i zaliczyła glebę.
- Co za chujst... o....- warknęła, ale na widok leżącej osoby zamilkła.
Naruto.... miał zamknięte oczy i podrapane policzki. Ślady własnych paznokci na nich.
- Naruto...?- szepnęła, zbliżając się powoli na czworakach do chłopca. Wyciągnęła ku niemu rękę.
Spał. 
TAK, SPAŁ.
- Kretyn... Przeziębi się, śpiąc w takim miejscu...
Pogłaskała go delikatnie po zranionym policzku.
- Wiesz, Naruto? Nie słyszysz mnie, to nawet i lepiej. Zawsze jestem dla ciebie ciężarem. Sprawiam ci problemy. Ranię cię... Ah, no i jesteś kretynem, niewychowanym, głupim chłopakiem... ale cię kocham. Zawsze tak było. Moje uczucia nigdy się nie zmienią.- szeptała.- chciałam cię za wszelką cenę chronić, ale zawsze to ja byłam tą, przed którą powinieneś był uciekać. Nie wiem jakim cudem, ale pokochałeś mnie. Tą, wredną, samolubną mnie. Nie jestem ideałem, ale myślałam że wystarczę dla ciebie taka jaka jestem. Ale zawsze patrzałam na twoje plecy. I wtedy uświadomiłam sobie że nigdy cię nie dogonię. Zasługujesz na piękną i cudowną dziewczynę, nie takiego chama jak ja. Dlatego... żegnaj, Naruto. Znajdź sobie szczęście. Na nie właśnie zasługujesz. Jesteś, mimo że głupi, wspaniały i kochany... Kocham cię.- kiedy wypowiadała ostatnie słowa, pocałowała go w usta.
<Naruto śnił. Anioł mówił mu piękne rzeczy. Nagle, z rękawa szaty anioła, wyleciał motyl. Podleciał do niego i dotknął jego ust. Chłopak nie potrafił się w ogóle poruszyć. Chciał zatrzymać anioła. Czuł coś mokrego na policzkach. Łzy? Płakał? Czekaj, stój! Nie odchodź! Naruto powoli opadał w ciemność>
Sakura gwałtownie wstała, obróciła się i pobiegła za siebie.
Miała dość biegania jak na jeden dzień... uff...
- Hę? Ja płaczę? Serio?- zdziwiła się, przykładając ręce do policzków. Próbowała sobie wmówić, że nie. No ale fakt faktem.
Nagle straciła równowagę.
Klif.
Spadając na dół, nie krzyknęła ani razu. Wyszeptała tylko jedno słowo.
"Naruto".
***
Naruto obudził się zalany potem. Kiedy zdążyło zrobić się tak ciemno. Usiadł na ziemi, i leniwym ruchem podrapał się z tyłu głowy. Co do cholery...?
Ah. Sakura.... i jakiś sen. Anioł? Żegnał się.
Dostrzegł coś błyszczącego w krzakach. Podniósł się powoli, nadal rozespany. 
Schylił się po tę rzecz, a po chwili zorientował się że to...
- Bransoletka? Co tu to robi?
Hm....
- NIE. TO JEST OD SAKURY!- krzyknął.
Rozejrzał się przerażony.
- Sakura?! 
W tym momencie zorientował się, że to nie anioł się żegnał.
To była Sakura.
Pobiegł w tą stroną, gdzie znalazł bransoletkę. Instynkt kazał mu zwolnić. Powoli się zatrzymał. I całe szczęście, bo przed nim majaczył się stromy kilf.
- Matko, ja chyba bym zginął, gdyby...- przerwał gwałtownie.- to niemożliwe, nie?
Powoli podszedł do krawędzi. Było tu z piętnaście metrów, na dole same krzaki i piach.
A między tym...
- S-Sakura?- wyszeptał z wielkimi oczami. Szok. Na dole, między krzakami, leżała różowowłosa. Była nieruchoma i blada.
- SAKURA!- wrzasnął.
Zbiegł po łagodniejszej stronie kilfu. Jeśli ona z rozpędu wypadła z drogi, to nie masz szans żeby jeszcze...
Upadł przed nią na kolana. Położył ręce na twarzy. Jaka zimna!
Przyłożył ucho do klatki piersiowej.
PUM! PUM!... PUM! ....... PUM!
Jej serce biło coraz wolniej.
Całe kolana, ręce i twarz były zakrwawione. Z ust ciekła mała stróżka krwi.
Zdjął szybko kurtkę i otulił ją delikatnie. 
Nieobecny, mechanicznie, zaczął szukać telefonu.
Chwytając go, wykręcił numer Kiby.
- Kiba....? Ja... i Sakura znajdujemy się na dole klifu.... Przyślij lekarza...
Rozłączył się.
Wpatrywał się we twarz Sakury. Jej usta lekko się poruszyły.
- Naruto?- wyszeptała bardzo słabym głosem.
- Sakura! Jestem przy tobie, tylko nie umieraj, do jasnej cholery! Zaraz będzie tu lekarz, znajdą nas i będziesz cała i zdrowa! Rozumiesz?! Cała i zdrowa!- krzyknął.
- Hehe...- zaśmiała się i zakaszlała.- wierzę ci... Naruto, ja przepraszam. Nie dostrzegałam twoich uczuć. Koch...
- Cicho bądź na chwilę. Ja to powiem. Kocham cię, Sakura. Nigdy mnie nie opuszczaj, nigdy, rozumiesz?!- krzyczał coraz bardziej. A łzy leciały.
- Zamknij się, idioto. Nigdzie się nie wybieram. Widzisz, nic mi nie jest.- powiedziała, ale oczy jej się zamknęły.- muszę tylko chwilkę poleżeć.
- Sakura....
- Tak?
- Obiecasz że zawsze będziesz przy mnie?- mruknął, biorąc jej ręce we własne dłonie i chuchając na nie.
- No pewnie... a czemu pytasz?
- Dowiesz się już niedługo, więc postaraj się przeżyć. Jesteś pewna że chcesz przy mnie zostać? W końcu jestem kretynem!
Sakura zachichotała, ale szybko przycichła.
- Tak. Kocham cię taki jaki jesteś. Choć, masz rację, kretyn z ciebie. Ale czemu tak cały czas pytasz?
- Więc, musisz wyzdrowieć. Dopiero wtedy ci powiem.
- A będziesz przy mnie jak się obudzę?- wyszeptała, powoli zasypiając.
- Będę. Zawsze już przy tobie będę jak będziesz się budzić. I jak będziesz zasypiać...
I zasnęła.
Po kilku minutach przybiegł cały "obóz" wraz z Tsunade i Shizune.
Zmierzyły tętno.
- Dzwońcie po karetkę.
***
Tak sobie myślę, Sakura... Dlaczego wtedy umarłaś? Dlaczego mnie zostawiłaś? Zostały tylko wspomnienia. Ale ja nie chcę o tobie zapomnieć. Te szczęśliwe chwile.... Zostaną we mnie, na zawsze. Nigdy cię nie zapomnę, moja pierwsza, cudowna miłości.

------------
Taki mały żart, to się nie stało, wygłupiam się xd Musiałam się rozładować.... Tego nie było, hahahahhahah, i jak? Ale na początku (przed pisaniem tej notki) chciałam teraz zakończyć właśnie tak bloga.
***
Komentujcie, a będzie kolejna notka. Wybaczcie że takie to smutne dzisiaj, ale mam taki dzień... Liczę na co najmniej 10 komentarzy!! <3